NERO DI MARTE "Immoto" - blog o muzyce metalowej, recenzje płyt

Dziś album spod znaku „Love or Hate”. Lubię takie płyty, gdzie po pierwszym przesłuchaniu muzyka dla słuchacza nie jest oczywista. I właśnie taką płytą jest „Immoto” NERO Di MARTE. Przyznam się bez bicia i torturowania, że nazwa Nero Di Marte do dziś była mi obca, chociaż panowie już kilka lat wspólnie tworzą te nietypowe dźwięki. Zespół pochodzi z Włoch, a dokładnie z Bolonii. Powstał w 2012 r. i  wydał dwie płyty „Nero di Marte” (2013) i „Derivae” (2014) oraz split z Void of Sleep.

„Immoto” jest trzecią płytą, którą wydał francuski label Season of Mist. Obserwując ich poczynania wydawnicze, to szefostwo w końcu otworzyło się na takie eksperymenty. Płyta zawiera ponad godzinę muzyki i generalnie trudno tutaj znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Jest to na pewno metal, brzmi to jak metal, ale korzenie sięgają dużo, dużo głębiej. Ogrom zawiłości i powykręcanych na wszystkie możliwe strony ścieżek, które prowadzą cholera wie gdzie, momentami przytłacza.

Tak na poczekaniu (jak to u mnie bywa) przychodzi mi takie porównanie tym razem bajkowe 🙂 Znacie Pata i Mata, sympatycznych sąsiadów z czeskiej animacji? A więc mają pomysły, ale czego się nie dotkną, to wszystko obracają w pył. Co prawda wspólnymi siłami coś tam w końcu  zmajstrują, ale kupy to się to ledwo trzyma 🙂 Podobnie jest z muzyką zawartą na „Immoto” – za mało konkretów, za dużo włoskiego pierdoletto 🙂

Oczywiście możemy doszukiwać się różnych wpływów, bo jest pokręcony Gorguts, jest mechaniczny djent od Meshuggah i jest psychodelia z włoskich filmów grozy lat ’70. Ale co dalej? Na te chwilę ciężko mi coś więcej powiedzieć, bo by rozgryźć muzyczne konotacje Nero di Marte potrzeba czasu, dużo czasu.

NERO DI MARTE "Immoto" - blog o muzyce metalowej, recenzje płyt

Na płycie znalazło się siedem utworów, do których powstały teksty w ojczystym języku, które pasują tutaj jak pięść do nosa. Włosi co najwyżej to mogą arie pod balkonem dla kochanki śpiewać, a nie brać się za metal 😉

Co bym nie napisał o tej płycie, to i tak lepiej sprawdzić na własnych uszach, bo przepych i rozmach proponowanej przez „makaroniarzy” muzyki jest tutaj przeogromny. Dla ciekawskich, co lubią odkrywać nowe brzmienia, na pewno będzie to smakowity kąsek. Jak dla mnie trochę przekombinowana, ale na pewno nie mogę odmówić jej pomysłowości.