Dziś przedstawię kilka zespołów, których nazwy niezbyt często padały z ust fanów ciężkiego grania, więc ominęła je większa popularność. Jednym z takich nieszczęśliwców jest Blessed Death. Powstali w 1984 r w New Jersey i w swojej krótkiej karierze zarejestrowali trzy albumy: „Kill or be Killed” (1985r Megaforce Records), „Destined for Extinction” (Roadrunner Records 1987r) i, po prawie dwudziestu latach, trzeci album „Hour of Pain”. Po tej płycie słuch o nich zaginął, chociaż muzyka Blessed Death to wypadkowa speed i thrash metalu z wysokich lotów wokalami.

Blessed Death

Pamiętam, że za czasów szczeniackich szalałem za ich dwoma pierwszymi albumami. Niestety z upływem czasu straciłem serce do takiej muzyki, ale nie oznacza to, że nie warto sięgnąć po wyżej wymienione pozycje.

 

Kolejnym starym wyjadaczem, co to w niektórych kręgach dochrapał się statusu prawie że kultowego, jest australijski Hobb’s Angel of Death. Zespół powstał w Melbourne w 1987r i jak to w życiu bywa – z małą przerwą na odchowywanie potomstwa działa do dziś. Na koncie ma trzy płyty. Pierwsza „Hobb’s Angel of Death” (Steamhammer 1988r) to płyta, którą do dziś uważam za jedną z ciekawszych pozycji, jaka urodziła się na australijskiej ziemi. Solidny i drapieżny Thrash metal, który w tamtych czasach był na piedestale, konkretnie porozstawiał konkurencję po kątach.

Niestety aż siedem lat przyszło nam czekać na kolejny album, który w 1995 r wydała nieistniejąca już Def Records. „Inheritance”, bo o nim mowa, to aż 70 minut technicznego Thrash metalu i z całym szacunkiem muszę przyznać, że nie jest to zła płyta… ale jakby o połowę skrócić, to byłby z tego całkiem znośny materiał. Myślę, że Peter Hobbs chciał wszystkim wynagrodzić czas oczekiwania i stworzył muzycznego potwora 🙂

Hobb’s Angel of Death

Po tej płycie coś złego się porobiło i zespół zniknął z horyzontu. W 2002 r Peter Hobbs zatęsknił za ciężkimi dźwiękami i postanowił reaktywować Anioła Śmierci. Po czternastu latach ukazuje się długo wyczekiwany album „Heaven Bled” (Hells Headbangers Records). I tutaj już jest nieco agresywniej, niż na poprzednich wydawnictwach. Mocne selektywne brzmienie, wokal już nieco niższy i dojrzalszy, no i odmłodzona międzynarodowa sekcja, a to wyraźnie wpłynęło na całokształt nowej muzyki Hobbs’a. I muszę przyznać, iż pomimo długości (60 minut) płyta nie nuży. Na wyróżnienie zasługują solówki, które zgrabnie są wpasowane w thrashowe nawalanki.

 

 

Kolejnym wartym odnotowania jest amerykański Destructor. Powstali w 1983 r w Euclid w stanie Ohio i nagrali trzy pełne albumy. Ja niestety zatrzymałem się na pierwszym albumie „Maximum Destruction”, który w 1987r wydała Auburn Records. Muzyka zawarta na tej płycie to Power/thrash metal z wysokimi wokalizami, które do tej pory jak słyszę, to mam dreszcze. Niestety nie jestem amatorem wysokich i przeciąganych wokaliz. Może do końca nie jest tragicznie, ale na dłuższą metę jest to męczące 🙂

Rok po ukazaniu się płyty zespół przestaje istnieć.

W 1999 roku następuje udana reanimacja trupa i Destructor powraca do żywych. W 2007r ukazuje się drugi album „Forever in Leather” (Auburn Records). Pobieżnie odsłuchując tego wydawnictwa stwierdzam, że żadnych uchybień nie zauważyłem i Destructor zachował twarz, a album broni się doskonale. „Back In Bondage” (Pure Steel Records 2016r) to ich ostatnie dokonanie i większych zmian, jeśli chodzi o muzykę, nie przynosi. Dave Overkill dalej ryczy jak za starych, dobrych czasów i tak niech pozostanie na wieki 🙂

Whiplash też nie są młodzieniaszkami, bo panowie dawno pięćdziesiątkę przekroczyli, a jedynym oryginalnym członkiem kapeli jest niezmordowany Tony Portaro. Ale zacznijmy od początku. Whiplash powstał na gruzach Jackhammer’a w 1984r w New Jersey. Nagrali siedem dużych płyt i kilka mniejszych, a muzycznie jest to speed/thrash o niezbyt skomplikowanej budowie.

Pierwsze płyty niespecjalnie mnie porwały, ale „Unborn Again” (Pulverised Records 2009r)  to już konkretna nuta dla zagorzałych traszersów i ja łyknąłem ten album jak młody pelikan makrelę. No może co do wokaliz mam małe zastrzeżenie, ale tak już mam od lat 🙂

Whiplash

Po tej płycie Whiplash nie nagrał nic nowego, ale wiem, że w planach jest kolejny album. To pozostało nam uzbroić się w cierpliwość i czekać.

 

Blood Feast

I na zakończenie thrash metalowi weterani z New Jersey – Blood Feast. Powstali w 1986r i nagrali trzy albumy. Debiutancki album „Kill for Pleasure” ukazuje się w 1987r pod banderą New Renaissance Records i przynosi 40 minut prymitywnego speed/thrash metalu z bardzo kiepskim brzmieniem, a o produkcji już nie wspomnę. W 1989r ukazuje się drugi album „Chopping Block Blues” (Colossal Records) i z bólem muszę przyznać, że większych postępów zespół nie poczynił. Dalej jest prosto i banalnie, w dodatku zespół postanowił dorzucić klawisze co ni jak ma się do całokształtu muzyki Blood Feast.

W 1991r kapela przestaje istnieć. W 2007r następuje reaktywacja i po dziesięciu latach mamy nową płytę „The Future of the Wicked” (Hells Headbangers Records), która ukaże się 14 kwietnia 2017r, więc jeszcze nic nie mogę powiedzieć, co tym razem panowie nam zgotowali.

I na dziś to tyle.

CDN…