INHUMANITY VORTEX Reverse Engineering - recenzja płyty, blog o muzyce metalowej

Polska scena metalowa ma się dobrze nie od dziś i pod tym względem jest jedną z najprężniej działających scen na naszym ziemskim grajdole. Od początku swojej przygody z muzyką, czyli gdzieś w okolicach 1985 r, jestem z tym tematem na bieżąco. Kiedyś pisałem o tym w zinach, organizowałem koncerty, a dziś głównie zarzucam wędkę w necie i łowię. I raz na jakiś czas wpadnie mi „złota rybka” 😉

Tym razem w moje ręce wpadł debiutancki materiał INHUMANITY VORTEX „Reverse Engineering”. I tu zostałem miło zaskoczony, bo zespół kompletnie mi nieznany, a już startuje z tak wysokiego pułapu, że aż boję się pomyśleć co będzie dalej. Ale może zacznę od początku. Projekt ten powołał do życia Tom Dziekonski w 2008 r. Na początku działał pod nazwą INHUMANITY i dopiero w 2017 r został przechrzczony na INHUMANITY VORTEX. W międzyczasie Tom nie próżnował i wypuścił w mroki nocy cztery demówki. I tak docieramy do roku 2020, kiedy to ukazuje się mini-album, który właśnie opisuję. Materiał zawiera sześć kompozycji, w tym jedną instrumentalną.

Co od razu rzuca się w uszy – to zawodowa produkcja, która po prostu BRZMI (a ponoć nie jest to ostateczna wersja). Chirurgiczna precyzja i dbałość o najmniejsze detale kłaniają się tutaj w pas. Jest na bogato, bo wiosła, bass i gardło brzmią tak jak powinny brzmieć, czyli: tłusto, grubo i z pazurem (no może baniaki brzmią za sterylnie, mi bardziej pasowałoby tu „żywe” brzmienie). Muzycznie wszystko kręci się wokół technicznego metalu śmierci i tutaj na myśl przychodzi mi jedna nazwa z krainy kolorowych tulipanów. Nie będę rzucał konkretów, ale ci co grypsują, to wiedzą o kim mowa.

Mimo złożonych struktur i wielu technicznych zagrywek muzyka Inhumanity Vortex jest bardzo czytelna. Wyczuwam wręcz jakąś kosmiczną aurę, która unosi się gdzieś ponad tymi dźwiękami. „Morbid Chromatic” jest chyba na to najlepszym dowodem (dla mnie wałek nr 1 na tym wydawnictwie). Od razu da się zauważyć jazzowe zapędy i nieszablonowe partie perkusji. „The Ongoing Binary” od początku atakuje potężnym riffem i gniecie z ciężarem walca drogowego. Fajne zapętlenie motywu przewodniego wprowadza mnie w pewien stan hipnozy. Krótko i na temat. „Absorption” to zbrojny pokaz siły z kapitalnym riffem pojawiającym się co jakiś czas (no i ta schiza w połowie kawałka!!!). „Throught the Infinite” to instrumentalna wędrówka po galaktyce nieoczywistych dźwięków. Całość wieńczy kosmiczny „Tech Noir”.

Na zakończenie rzeknę tak: Inhumanity Vortex tym materiałem wszedł na salony ekstraklasy z buta zostawiając pierwszą i drugą ligę daleko w tyle. I co dalej? Pewnie czas pokaże. Ja jestem pod wrażeniem, bo tak właśnie powinien brzmieć death metal XXI wieku. AMEN.